Sorbus z Michałowa
Sorbus z Podlasia zmienia profil swojej działalności – usługi leśne nie są już podstawowym biznesem, ale firma nadal się rozwija.
Firma Sorbus Jakuba Gryko ma swoją siedzibę w Michałowie na Podlasiu, ok. 40 km na wschód od Białegostoku. Okazały budynek biura robi wrażenie.
Obok znajdują się warsztaty i teren, gdzie garażują maszyny – one przypominają o czasach zulowania, kiedy działała tu duża firma leśna, dysponująca imponującym parkiem maszynowym, składającym się m.in. z 5 zestawów harwester-forwarder, i ekipą 30 pracowników.
Teraz maszyny są sprzedawane, a z ludzi została połowa – mają pracę dzięki biznesowej zaradności szefa, który po kilkunastu latach pracy dla Lasów Państwowych podjął dwa lata temu trudną decyzję o stopniowym odejściu z branży.
– Chciałem pracować dla Lasów Państwowych na zdrowych warunkach, a ktoś to wykorzystał i wszedł za niższe stawki. Nie miałem już ochoty dłużej walczyć – tłumaczy dziś Jakub Gryko.
Od robotnika do przedsiębiorcy
Kiedy Jakub Gryko 20 lat temu skończył Technikum Leśne w Białowieży, planował swoją drogę zawodową pełen nadziei. Staż odbył w Nadleśnictwie Waliły, poszedł na zaoczne studia leśne na SGGW w Warszawie.
– Staż oceniam bardzo dobrze. Był dobry klimat w pracy, większość pracowników pamiętało czasy przed prywatyzacją, nie było problemów na linii nadleśnictwo – zule. Wszyscy byli wówczas kolegami – wspomina.
Po stażu chciał pracować w LP, ale wolnych stanowisk w służbie leśnej nie było. Imał się zatem innych zajęć. Znalazł pracę jako pilarz, zatrudnił się w końcu w Lasach Państwowych, ale najpierw jako trocinkarz, a potem robotnik pomocniczy. Trocinkarz to osoba wspomagająca leśniczego, która wyszukuje i wyznacza do wycinki drzewa zasiedlone przez kornika.
W wyniku konkursu Panu Jakubowi udało się wreszcie dostać pracę jako podleśniczy w Nadleśnictwie Żednia, Leśnictwie Borsukowina. Wówczas to poznał przedsiębiorcę zajmującego się handlem drewnem i zaczął interesować się tym rynkiem.
Po roku podleśniczowania odszedł z Lasów po raz pierwszy. Porzucił etat i założył własną działalność gospodarczą. Był rok 2006.
Jakub Gryko od początku działalności rozwijał swoją firmę strategicznie – zadbał o dywersyfikację biznesu, rozwijając się równolegle w dwóch branżach: usług leśnych i handlu drewnem. Jeśli chodzi o pracę w lesie, to zaczynał od jednego leśnictwa w Żedni, traktora Massey Ferguson, wciągarki i przyczepy leśnej.
Firma szybko powiększała obroty i po 2 latach gdy obsługiwała już 6 leśnictw kupiła pierwszego harwestera. Sukcesywnie pojawiały się też kolejne maszyny: drugi harwester, forwardery, ciągniki, przyczepy itd.
Właściciel każdą wykonywaną czynność starał się usprawnić i zmechanizować, po to by stała się bardziej wydajna i opłacalna. Konstruowane były autorskie narzędzia np. pług do rowka na szeliniaka, grabie do gałęzi, urządzenie do rozciągania siatki ogrodzeniowej. – Widziałem, że coraz bardziej brakuje rąk do pracy dlatego starałem się w jak największym stopniu zmechanizować pracę.
Niestety opór leśników skutecznie studził moje zapędy chociażby w mechanicznym zakładaniu i pielęgnowaniu upraw. Lecz nie dawaliśmy za wygraną, a nasza ekspansja była możliwa dzięki wygrywaniu kolejnych przetargów i wchodzeniu na nowe tereny, oczywiście z niższą ceną – opowiada Jakub Gryko.
(...)
To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty? Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!
WIĘCEJ
Dodano 14:11 28-04-2021