Dodaj do ulubionych

Ciężkość pomnożona

Utrzymać się w branży leśnej to spore wyzwanie, jeszcze większe, gdy trzeba prowadzić firmę w trudnym, górskim terenie.

Firma Świerk Michała Ziemianka pracuje pod Lewinem Kłodzkim. To Sudety, jakieś 450 m n.p.m., okolice Parku Narodowego Gór Stołowych. Do granicy z Czechami zaledwie kilka kilometrów.


Nadleśnictwo Zdroje otacza park narodowy. Tereny piękne, ale bardzo strome. Tutejsze lasy leżą na wysokości nawet ponad 1000 m n.p.m. Jeśli ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, był kiedyś na Szczelińcu lub w Błędnych Skałach, to na pewno przejeżdżał przez teren tego właśnie nadleśnictwa.
Dlaczego o tym piszę? Byście sobie mogli wyobrazić, jak trudną robotę wykonują tu pracownicy leśni. Kto nie pracował w górach, musi wysilić wyobraźnię. Praca w lesie jest zawsze bardzo ciężka, także na nizinach. Ale w górach? „Ciężkość” trzeba pomnożyć razy dwa, albo więcej…

Park narodowy
Piotr Ziemianek, ojciec Michała, wraz z bratem Zbigniewem pracowali w lesie od 1986 roku. Zula prowadzili ile zdrowie i siły pozwoliły, do 2017 roku. Równolegle Pan Piotr prowadził, i nadal prowadzi, gospodarstwo rolne. Hoduje bydło.


W 1993 roku teren nadleśnictwa, w którym pracowali bracia Ziemiankowie, został przejęty przez Park Narodowy Gór Stołowych. Co się zmieniło?
Cena za pozyskanie nawet wzrosła średnio z ok. 50 do ok. 70 zł za kubik. Szczególnie dobrze były płacone trzebieże i drugie klasy, a starsze drzewostany były tańsze.


Ważna była jeszcze jedna zmiana, dziś może szokująca. – Nadleśnictwo miało wówczas, w okresie transformacji, problemy finansowe. Zdarzały się opóźnienia w płatnościach. A park narodowy miał pieniądze, to była budżetówka. I płacił terminowo – wspomina Piotr Ziemianek.

Zmieniły się też oczywiście zasady użytkowania lasu. Park wprowadził strefy ścisłej ochrony, był zakaz zrywki dużym sprzętem, np. LKT. Trzeba było używać mniejszych ciągników rolniczych. Ziemiankowie pracowali więc Ursusami. Całe drewno było wówczas ładowane ręcznie.


Mało tego. Władze parku życzyły sobie, by część prac wykonywać konno. Dla firmy stałe pracowało 5–6 koni. – Drwal od razu w lesie manipulował drewno, a koń ciągnął tartaczki do drogi. Był czas, że leśniczowie bili numery też od razu na lesie. Pozostałe drewno ręcznie ładowaliśmy na przyczepkę i też ręcznie rozładowywaliśmy przy drodze. To była bardzo ciężka praca. Michał też jeszcze wtedy ładował ręcznie – opowiada Pan Piotr.


W parku narodowym zręby zostały zastąpione przez pozyskanie przerębowe, czyli takie, gdzie nie pozyskuje się wszystkich drzew na jakimś obszarze, a jedynie pojedyncze sztuki. A to już wymaga większej uwagi, by nie obdzierać drzew pozostających na powierzchni.


 – Musieliśmy przy zrywce stosować na przykład opaski. Pozyskiwaliśmy wówczas w parku 5–6 tys. kubików rocznie, do tego przygodne, wiatrołomy. Przy pozyskaniu na klęskach drewno trzeba było korować. Na początku robiliśmy to ręcznie, praca ciężka, ale wówczas dobrze płatna. Potem kupiliśmy korowarki na pilarkach, ale to też nie była łatwa praca, z uwagi na duże wibracje – mówi Piotr Ziemianek.

(...)

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ

 

Oglądnij film z zula Świerk na kanale YouTube GAZETY LEŚNEJ (klik)


 




Dodano 14:11 27-05-2021


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama