Dodaj do ulubionych

Outsourcing w lasach

Profesor dr hab. inż. Janusz Sowa z Katedry Użytkowania Lasu i Drewna Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie od wielu lat analizuje i monitoruje postępy w polskiej gospodarce leśnej. Zapytaliśmy profesora o jego spostrzeżenia i ocenę szans rozwoju przedsiębiorczości leśnej.


O historii słów kilka
Zacznijmy od początku. Prywatyzacja prac leśnych, która nastąpiła ponad 20 lat temu była, jak mówi profesor, bolesnym zabiegiem dla niektórych robotników leśnych pracujących w LP.
 – Zostali oni „cięciem chirurgicznym” w ciągu jednego dnia przekształceni w prywatne, często jednoosobowe firmy. Stanęły naprzeciw siebie dwie nierówne sobie jednostki: potężna, monopolistyczna organizacja Lasy Państwowe i słaby kontrahent, czyli zakład usług leśnych – mówi Janusz Sowa.
W szczytowym okresie powstawania prywatnych przedsiębiorstw leśnych w lasach pracowało 17 tys. małych, jednoosobowych firm. Obecnie na rynku zostało nieco ponad 4 tys. zakładów usług leśnych, zatrudniających ok. 40 tys. osób.
– Niestety ponad połowa z nich to nadal bardzo małe firmy, które nie mogą być równorzędnym partnerem dla Lasów Państwowych. Tam gdzie proces konsolidacji zakładów usług leśnych postępuje prawidłowo, tym dużym i prężnie działającym firmom udaje się z powodzeniem działać na rynku – wyjaśnia profesor.


Nowoczesny model pracy
Maszyny wielooperacyjne – harwestery, których liczbę w Polsce szacuje się na ponad 350 sztuk są przyszłością pozyskiwania drewna w lasach, ponieważ coraz częściej brakuje robotników leśnych. Warunkiem efektywnej pracy tych maszyn jest jednak w dużej mierze odpowiednie przygotowanie infrastruktury drzewostanów poprzez zakładanie gęstszej sieci szlaków zrywkowych, a także upowszechnienie pozyskiwanie drewna kłodowanego.
W parze z maszynowym pozyskaniem drewna trzeba także wprowadzić bardziej wydajny sposób odbioru drewna. Zamiast mierzyć każdą sztukę lub stos drewna i nabijać pracowicie nań numerek, można byłoby np. ważyć surowiec na samochodzie w zakładzie przetwórstwa odbierającym drewno. W świecie stosuje się zresztą także szereg innych nowoczesnych sposobów odbioru i ewidencji drewna niestety nie stosowanych w Polsce.
Jak szacuje profesor, obecnie maszynowo pozyskuje się w Polsce ok. 10% drewna, a być może, przy jeszcze większym problemie z pozyskaniem pracowników leśnych niż obecnie, poziom wykorzystania maszyn za kilka lat może wzrosnąć do 30% rozmiaru rocznego pozyskania drewna.
Sprzyja temu także zaburzona struktura wiekowa wielu drzewostanów – mamy sporą liczbę drzewostanów w starszym wieku – zadań dla harwesterów będzie więc wiele. Trzeba także dodać, że w ostatnich latach z roku na rok rośnie rozmiar pozyskania drewna w kraju. A więc ilość zadań gospodarczych w lesie także dla harwersterów wzrasta.
Z punktu widzenia stanu lasu istotna jest jakość wykonywanych prac w lesie. Należałoby więc wprowadzić licencjonowanie firm leśnych. To znaczy stworzyć zestaw wymogów i zasad pozyskiwania drewna, wedle których przedsiębiorcy wykonywaliby zlecenia na odpowiednim poziomie jakościowym.
Kolejną ważną kwestią rozwoju firm leśnych jest wprowadzenie w nadleśnictwach wieloletnich umów. Rzeczą jasną jest, że prywatni przedsiębiorcy leśni inwestując w nowy, często drogi sprzęt leśny dokładnie liczą wydatki i kalkulują zagrożenia opłacalności inwestycji, których w przypadku krótkoterminowych umów jest bardzo dużo.
Zlecenia powinny być zawierane na dłuższy okres: 2–3, a nawet 5 lat, tak jak ma to miejsce np. w regionalnej dyrekcji łódzkiej czy poznańskiej. Tamtejsze nadleśnictwa coraz częściej wprowadzają 3–4 letnie umowy.


Rola operatora
Operator maszyn wielooperacyjnych powinien mieć znacznie wyższe umiejętności i wiedzę niż operator pilarki spalinowej. – Zdarza się, że operatorami zostają studenci, ponieważ mają wysoki poziom inteligencji i dużą wiedzę, co sprzyja sterowaniem tymi skomplikowanymi maszynami – mówi profesor Sowa.
– Szkolenia dla operatorów maszyn leśnych za granicą trwają 3 lata. Tak jest na przykład w Szwecji, gdzie operatorzy oprócz obsługi maszyn uczą się także ich budowy, sposobu konserwacji i napraw oraz zdobywają teoretyczną i praktyczna wiedzę o pracy w lesie. W Polsce organizowane są tylko krótkie kursy, na których od kursantów nie wymaga się posiadania chociażby prawa jazdy – wyjaśnia profesor.
Źle się stało, jak mówi profesor, że szkoły zawodowe, które dobrze kształciły operatorów leśnych zostały niegdyś zlikwidowane. Profesor Sowa o tym nie wspomniał, ale warto dodać, że dziś wracamy do tego modelu kształcenia. Pierwszą zawodówką leśną, która kształci operatorów jest placówka w Rogozińcu. Uczniowie mają tu kontakt z harwesterami i forwarderami, mogą też m.in. ćwiczyć pracę żurawiami. W ślad za Rogozińcem zapewne pójdą inne szkoły.
– Dobrze wykształcony w wiedzę leśną operator mógłby bez problemów wyznaczać drzewa do trzebieży, zastępując w tym leśniczych – mówi Janusz Sowa.
 

Karolina Grabowska

 

(...)

 

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ

 

Profesor Janusz Sowa podczas wygłaszania referatu na zorganizowanej w lutym przez Lasy Państwowe konferencji poświęconej współpracy z firmami leśnymi




Dodano 11:55 30-10-2013


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama