Dodaj do ulubionych

Praca w podwarszawskich lasach

Turyści, śmieci, łosie i owcza wełna – to tylko kilka „atrakcji” z którymi na co dzień spotyka się nasz bohater. Oczywiście zajmuje się też zwykłym pozyskaniem, zrywką i hodowlą lasu.

 

Przy drodze krajowej nr 50, między Górą Kalwarią a Kołbielą, spotykamy się z Wojciechem Szczepańskim – przedsiębiorcą leśnym pracującym w tutejszym Nadleśnictwie Celestynów. Za wąską kotarą z pasa drzew oddzielającą trasę od zrębu, naszym oczom ukazują się maszyny i skrzętnie pracujący drwale.

Z Działdowa do Celestynowa
Pan Wojciech pod Warszawę przyjechał czternaście lat temu z Działdowa (województwo warmińsko-mazurskie), gdzie pracował w hucie szkła. Zarobki były marne, a koniec końców, przyszedł czas redukcji etatów. Z wykształcenia jest murarzem, ale jak mówi, tam gdzie mieszkał, murarzy było dużo – nie pracował więc w zawodzie.
Pracował jako drwal u miejscowego zula, gdzie nie zarabiał zbyt wiele. Tak minęły trzy lata, po czym dowiedział się, że w Nadleśnictwie Celestynów pojawiła się okazja, żeby otworzyć własną firmę, postanowił spróbować szczęścia. Przyjechał do centralnej Polski, a następnie ściągnął za sobą rodzinę.

Konkurencja przy przetargach
Wojciech Szczepański zakład usług leśnych prowadzi od 2000 roku. Pracuje na terenie Nadleśnictwa Celestynów w jednym leśnictwie, które
także nazywa się Celestynów. Choć jako członek konsorcjum teoretycznie ma jeszcze drugie leśnictwo – Czarci Dół, ale tym zajmuje się wspólnik.
– Każdy z nas pracuje na swoim terenie, a gdy trzeba, pomagamy sobie. W konsorcjum jest lepiej niż w pojedynkę. Razem mamy więcej sprzętu i możliwości – mówi Wojciech Szczepański. – Podchody czy wygryzanie się? Nie ma mowy! Nie u nas. Szarpanie się nie wychodzi na dobre – dodaje przedsiębiorca.
Na terenie Nadleśnictwa Celestynów pracuje w sumie pięć firm leśnych, które raczej nie zabierają sobie pracy, ale wiadomo, że do przetargu wystartować może każdy. – Mieliśmy ostatnio w przetargu dwie firmy z Garwolina. Póki co udaje nam się wygrywać „swoje” pakiety. Wiadomo jednak jakim kosztem – mówi przedsiębiorca. – Kosztem stawek.
W SIWZ nadleśnictwo wymaga, żeby startujący w przetargu miał sprzęt (określona liczba pilarek, ciągników, przyczep) i zarejestrowanych ludzi. Dzięki temu nie pojawiają się tak zwani rowerzyści.
– Rowerzysta bierze szwagra, rower, pilarkę na raty i jedzie do lasu pracować. A ja zatrudniając dziesięciu ludzi, nie dam rady być konkurencyjnym cenowo dla takiego człowieka. Muszę mieć wyższe stawki, żeby opłacić ZUS-y i wypłacić godziwe wynagrodzenie – tłumaczy pan Wojciech. – I tak, nie oszukujmy się, stawki za pracę w lesie nie są najlepsze.
Do parku maszynowego przedsiębiorcy i wymagań stawianych w przetargu na prace leśne w Nadleśnictwie Celestynów jeszcze wrócimy. Teraz skupmy się na problemach, z jakimi boryka się bohater tekstu.

Karolina Grabowska

 

(...)

 

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ

 

Kilka zdjęć, których nie znajdziesz w sierpniowej GAZECIE LEŚNEJ:

 

 

 

 

Film:

 




Dodano 17:23 24-07-2014


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama