Dodaj do ulubionych

Wywiad Gazety Leśnej. Maciej Lipka

Jeden ratownik na początku pożaru jest więcej wart niż setka po godzinie – mówi Maciej Lipka, główny specjalista Służby Leśnej ds. ochrony przeciwpożarowej RDLP w Szczecinie. 

Magdalena Bodziak: Czterokrotny wzrost liczby pożarów w lasach w pierwszym kwartale tego roku, co zrobiło ten wynik? 
Maciej Lipka:
Przede wszystkim brak śniegu i deszczu od początku br. spotęgował deficyt wody. Obserwowaliśmy jedynie krótkotrwałe opady, a nawet chwilowe lokalne, nawalne opady, które powodowały podtopienia, ale nie wpływały na ogólny depozyt wody, wilgotność gleby. I to jest problem, czyli tak naprawdę problemem są zmiany klimatu.  


Pożary, w tym obszarów naturalnych, wywołują emisję wszelkich gazów, nie tylko dwutlenku węgla, ale ogromnej ilości szkodliwych związków, które są uwalniane do atmosfery. Drzewa są akumulatorem dla CO2, w czasie kiedy ulegają spaleniu, uwalnia się skumulowany w nich węgiel, co niestety jest katastrofalne dla klimatu, zatem koło się zamyka.

Co powinniśmy zrobić? Drzewa iglaste są bardziej łatwopalne, czy powinniśmy przebudować nasze sosnowe drzewostany? 
Różnorodny skład gatunkowy lasów pomógłby faktycznie w przeciwdziałaniu pożarom. Ale prawda jest taka, że pożar w lesie i tak będzie. Bo najczęstszą przyczyną pożarów jest człowiek… Nawet gdybyśmy ograniczyli ludziom dostęp do lasu, co jest niemożliwe i kuriozalne, to są jeszcze linie energetycznych, a pamiętajmy, że w 2018 roku w Polsce potężne, suche południowe wiatry pozrywały wiele linii energetycznych, na skutek czego powstało wiele pożarów lasu, które w tych warunkach bardzo szybko się rozprzestrzeniały. 


Istotne jest przygotowanie się do skutecznego prowadzenia działań ratowniczych. Robimy wszystko, żeby lasy chronić przed ogniem i to przynosi efekty. Chociażby w zakresie zarządzania systemem detekcji, współpracy ze strażą pożarną, budową infrastruktury. 


Mierzymy wilgotność ściółki, mamy stacje meteorologiczne, po to, żeby logistycznie przygotować się na tak zwany „czerwony dzień”, czyli najwyższy stopień zagrożenia. Czekamy w gotowości i jeśli dojdzie do pożaru reagujemy szybko. Naszym celem jest jak najszybsze dotarcie do miejsca zdarzenia i rozpoczęcie działań ratowniczych razem ze strażą pożarną. Mamy przygotowane drogi dojazdowe, natychmiast udostępniamy punkt czerpania wody. 


Staramy się mieć na miejscu pożaru ratowników już po 15 minutach od wykrycia pożaru. Wtedy wystarcza niewielki udział sił, po godzinie pożaru potrzebujemy ich już wielokrotnie więcej. I to jest ta cała różnica, że jeden ratownik na początku pożaru jest więcej wart niż setka po godzinie. 

(...)

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ



 




Dodano 11:13 25-06-2025


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama