Dodaj do ulubionych

LeśniK-T z Koczały

Ojciec, dwaj bracia, dwaj wujkowie, Anna i jej brat – firma leśna z Koczały to prawdziwy rodzinny biznes.

 

W poprzedniej GAZECIE LEŚNEJ opublikowaliśmy relację z wizyty w fabryce LKT. Od produkowanego na Słowacji skidera zaczyna się historia Mariusza Czekieryło, przedsiębiorcy leśnego z Koczały niedaleko Szczecinka. Jego firma to LeśniK-T, i jak widać z użytych tu wielkich liter, LKT jest obecne nawet w nazwie.
Z Mariuszem Czekieryło, jego Toyotą Hilux jedziemy do lasu. Zaczynamy od rodzinnego domu, gdzie jest baza firmy. To środek lasu, urzęduje tu senior rodziny Piotr Czekieryło. Choć na emeryturze, pomaga jeszcze w firmie, jeździ na LKT. Synowie mówią o nim „legenda zrywki”.
Z historii firmy: Mariusz Czekieryło po studiach ekonomicznych wyjechał z bratem do Niemiec. Po powrocie, w 2003 roku za zarobione pieniądze kupili używane LKT. Naprawiali je z bratem i ojcem zimą w stodole, na mrozie. Potem ojciec był operatorem, oni zaczepiali liny.
Na bazie, obok starej szopy, powstaje właśnie garaż, to tu remontowane są maszyny. Wokół na placu sporo sprzętu: przyczepa zrywkowa, wciągarka, pług i inne. Reszta pracuje w lesie. Jedziemy je zobaczyć.
Przed wyjazdem z bazy wrzucamy jeszcze na pakę samochodu 200-litrowy zbiornik na paliwo marki Swimer, który przedsiębiorca wygrał w konkursie GAZETY LEŚNEJ. Pusty waży tylko 28 kg, więc we dwóch nie mamy żadnego problemu. Krótka wizyta na stacji benzynowej i po kilkunastu minutach jesteśmy przy  forwarderze Timberjack 1110D.
Operator, Mateusz Bińczyk zaczyna tankowanie. Trwa to kilka minut. Jedziemy dalej. – Zbiornika używamy do tankowania głównie ciągników rolniczych, 200 litrów starcza na 3–4 dni dla trzech ciągników. Czasem zbiornik wykorzystujemy też do tankowania większych maszyn – mówi Mariusz Czekieryło.
Z historii firmy: W 2007 roku przyszło pierwsze zlecenie od Lasów Państwowych, dwa leśnictwa. Pierwsi pracownicy pochodzili z firmy wuja. Formalnie bracia Mariusz i Józef mają dwie osobne firmy, ale wiadomo, że ściśle współpracują. Mariusz raczej zarządza, organizuje pracę, Józef ma smykałkę do techniki, jest operatorem i mechanikiem.  
Dojeżdżamy na powierzchnię w leśnictwie Kamionka (Nadleśnictwo Niedźwiady), gdzie Mieczysław Tomaszewski wykonuje orkę. Zjeżdża do nas na tankowanie. Chwila rozmowy i jedziemy dalej.

 

 

Zobacz film - Zbiornik w lesie:

 

 

 

Rafał Jajor

(...)

 

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ

 

 

Piotr Czekieryło, operator LKT
W lesie pracuję 54 lata, na LKT od ponad 40. Najpierw do pracy, do nadleśnictwa chodziłem pięć km. Wówczas pracowaliśmy z końmi, dużo sadziliśmy. Gdy przez 30 lat pracowałem w OTL w Słupsku, zajeździłem trzy nowe LKT. Jeździłem też tam na węgierskiej Dutrze. Teraz jestem na emeryturze, ale od 11 lat w firmie syna pomagam jeżdżąc LKT.
Mieliśmy kupić nowe LKT, ale to dużo elektroniki, musiałbym się przyzwyczajać. Nie za bardzo leży mi też skrzynia automatyczna, trzeba dawać tam dużo gazu. A ciągnik, na którym teraz pracuję, choć ma 20 lat, po remoncie sprawuje się dobrze.

Byle robota była, bo teraz często trzeba jechać np. tylko po 100 kubików, nie tak jak dawniej. W OTL robota była cały czas, w najbliższym nadleśnictwie lub w sąsiednich. Jeździliśmy też na delegacje, po Polsce, ale też do Niemiec.
Mój rekord? Około 2,5 tys. kubików zerwanego drewna w miesiącu. Zrąb był kubiczny, pracowaliśmy wspólnie z pomocnikiem. Innym razem w ciągu tygodnia zerwałem 700 kubików, też oczywiście na zrębie. A plan zakładał wówczas 800 metrów miesięcznie. Zarabiało się dobrze, bo za prace ponad plan były premie, nawet połowa pensji…
Co najczęściej się psuje w starych LKT? W tych starszych modelach psuła się wciągarka, a konkretnie tak zwana „bomba” czyli regulator ciśnienia. Pękały też ramy, ale wiadomo, że trzeba było je wzmacniać. W naszym też jest wzmocniona. W nowszych ciągnikach, to znaczy w turbo, napraw jest mało. Wciągarka pięć kubików ciągnie bez problemu. Robiłem próbę z prawie ośmiomia kubikami doczepionymi do obu wciągarek i też nie było problemu. Teraz zwykle biorą na raz 10 sztuk tartaczki, czyli 5–6 kubików. Kopalniaka około 20 sztuk.

 

Józef Czekieryło, przedsiębiorca leśny, operator
Na harwesterach pracuję od 2008 roku. Najpierw na TBM przez trzy lata, teraz od trzech lat na większym Timberjacku 1270B. Mam własną działalność, startuję w przetargach. W pracy pomagamy sobie z bratem. Poza pracą w kabinie, zajmuję się też naprawami sprzętu.
Mój rekord Timberjackiem 1270B to 500 kubików w 12 godzin na zrębie. Na 21 godzin wyszło chyba 780 kubików.

 

<iframe width="560" height="315" src="//www.youtube.com/embed/0oZmnilZDfM" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

 


 




Dodano 11:01 28-11-2014


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama