Dziewczyna w maszynie
Dziewczyna?! W lesie?! Na maszynie?! Praca jest, ale tylko dla operatorów z doświadczeniem. Dodatkowo końcówka roku i przetargi jeszcze nie rozstrzygnięte. Może po Nowym Roku. Cóż nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Przeczytajcie historię Moniki – zdeterminowanej operatorki harwestera.
Jako dziecko każdy z nas ma jakieś marzenia o tym kim będzie w przyszłości. Strażakiem, kelnerką, policjantem, lekarzem. Czas mija i różnie to wychodzi. Zdarzeń jest wiele i do końca nikt nie wie co go w życiu spotka. Zawsze warto jednak o marzenia powalczyć. Bywa bowiem, że się spełniają.
Przyciągający las
Plany miałam jak każde dziecko ambitne i szalone. Najpierw weterynarz potem kierowca rajdowy, czemu nie? Nie wiedzieć czemu najbardziej ciągnęło mnie do lasu. Tyle że na drwala się raczej nie nadaję, a zawodowy grzybiarz to raczej mało przyszłościowy zawód. Znalazłam więc coś pomiędzy. Leśniczy. Strzał w dziesiątkę. Tylko co dalej. Okazało się, że konieczna jest szkoła leśna. Na technikum było już za późno więc ostatnia szansa to studia leśne. Po maturze złożyłam dokumenty na SGGW w Warszawie. I tak w październiku 2005 roku zaczęła się moja przygoda z leśnictwem.
Studia na Wydziale Leśnym wspominam bardzo dobrze. Dla osoby nie mającej wcześniej styczności z lasami było to z pewnością ogromne wyzwanie. Brać leśna okazała się jednak bardzo przystępnym i otwartym gronem. Udało mi się przetrwać początkowe trudy studiowania i na dobre utwierdzić się w słuszności wyboru swojej drogi życiowej.
Jesień na trzecim roku szkoły zaczęła się od wyjazdów na ćwiczenia terenowe. Jedne z pierwszych dotyczyły pozyskiwania drewna. W ramach ćwiczeń praktycznych mieliśmy ścinkę. Wspomnienie pierwszego ściętego drzewa jest niezapomniane. Ale praca z pilarką łatwa nie jest i z pewnością nie była moim przeznaczeniem.
Uprzątanie po huraganie
W ramach ćwiczeń odwiedziliśmy również powierzchnie pohuraganową w Nadleśnictwie Przedbórz. Ogrom spustoszenia jakie zostawiła po sobie tegoroczna lipcowa wichura był niewyobrażalny. W którą stronę nie spojrzeć drzewa połamane jak zapałki. Klęska. Lecz nie to było przedmiotem naszego zainteresowania. Gwoździem programu były pracujące tam maszyny. A w szczególności harwestery. Przy uprzątaniu szkód współpracowało kilka firm polskich i zagranicznych. Na powierzchni wraz z pilarzami pracowały harwestery, forwardery i rębak. Na zrębie spędziliśmy kilka godzin. Korzystając z możliwości zapoznania się z całym przekrojem modeli obecnego tu sprzętu i technologii maszynowego pozyskania surowca. Rozmawialiśmy z operatorami i obserwowaliśmy ich pracę. Największą atrakcją była oczywiście możliwość wejścia do kabiny harwestera by przez chwilę poczuć się jak pan i władca tej leśnej bestii.
Odjeżdżając z powierzchni, z pewnością nie jednemu z nas krążył po głowie pomysł, by w przyszłości pracować na jednej z tych maszyn. Na wiele z nurtujących nas pytań takich jak choćby: „jak można zostać operatorem?”, dostaliśmy odpowiedź kilka kilometrów dalej. Kolejnym punktem naszej studenckiej wycieczki był bowiem ośrodek szkoleniowy działający przy Nadleśnictwie Gidle.
Tamtejsza Szkoła Operatorów oferowała profesjonalne kursy i szkolenia w zakresie maszyn leśnych. Biorąc pod uwagę znajdujące się przy ośrodku zaplecze treningowe stanowiące komputerowy symulator oraz stacjonarne trenażery przedstawiona nam oferta takiego szkolenia w istocie prezentowała się bardzo profesjonalnie. Ośrodek dysponował również udostępnianymi przez nadleśnictwo maszynami marki Ponsse i Timberjack oraz oczywiście odpowiednimi do nauki powierzchniami leśnymi. „Terenówki” jednak szybko minęły, a wraz z nimi zainteresowanie maszynowym pozyskaniem drewna. I studenckie życie toczyło się dalej.
Szkoła, staż i co dalej?
Przez następne lata szkoły jeszcze tylko raz miałam okazję na żywo obserwować harwester w pracy. Podczas wakacyjnych praktyk w Nadleśnictwie Bełchatów trafiłam na trzebież wykonywaną właśnie przez maszynę. Był to zupełnie odmienny obraz od tego poznanego w Gidlach. Środek lasu, cisza, spokój, a gdzieś między drzewami powoli przesuwał się niewielki harwester. Praca w drzewostanach trzebieżowych wymaga sporej precyzji i wprawy. W tym wypadku leśniczy mimo mieszanych uczuć co do obecności maszyn w lesie nie miał powodów do narzekania. W sytuacji gdy za sterami siedzi doświadczony operator łatwiej jest dostrzec zalety ścinki drzew tą maszyną.
W wiosną 2010 roku po pięciu latach zgłębiania tajników wiedzy leśnej nadszedł koniec szkoły. Pożegnania nigdy łatwe nie są, jednak studia były tylko jednym z etapów który ostatecznie miał mnie doprowadzić do wymarzonego miana „gajowego”. Kolejnym miał być roczny staż w LP. Swoich sił postanowiłam spróbować w Nadleśnictwie Narol (RDLP w Krośnie). Z przyjęciem nie było problemów, więc najbliższy rok spędziłam w lasach urokliwego Roztocza Środkowego.
W końcu mogłam poznać całokształt pracy w lesie od kuchni z jej zaletami i wadami. I tak powoli, dzień po dniu minął kolejny rok. Po stażu zostało tylko zdać egzamin w RDLP i gotowe! Uzbrojona w komplet wymaganych dyplomów i zaświadczeń rozpoczęłam wędrówkę w poszukiwaniu wolnej posady podleśniczego. Moje usilne starania o etat w Służbie Leśnej nie dały niestety oczekiwanego efektu. Ostatecznie musiałam się pogodzić z faktem, że moja kandydatura na pracownika Lasów Państwowych przepadła w oceanie konkurencji i trzeba szukać innej drogi do pracy w lesie.
Monika Kubiak
(...)
To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty? Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!
Dodano 11:41 28-05-2014